I Jego Mama,jaka zawsze witała nas uśmiechem i rozmawiała we włosko-polsko-angielskiej mieszance językowej zrozumiałej tylko dla nas ;)
Zawsze miała dla mnie deser w prezencie bo podobało się jej jak jem,jak mówiła -widać,ze kocham jedzenie (nie po tuszy bo wazyłam wówczas 46 kg.:/) ale po roskoszy na twarzy ;)
nic mnie tam nie raziło i nie przeszkadzało...na targu weszłam na stoisko z ciuchami leciwej damy i poczułam się jak nie w tej epoce,piękne balowe kreacje,tiule,złoto,szpilki od najlepszych projektantów...rozmawiałam z nią chwilę,pytałam czy nie szkoda jej tego wszystkiego ? usłyszałam opowieść o Jej młodości jaka była piękna ale mineła,o mężu jaki zmarł i o samotności jaka ją zastała gdy odszedł...pamiętam Jej twarz jakby to było wczoraj a suknia jaką wyjeła specjalnie dla mnie do dziś wisi na honorowym miejscu,"ona jest dla Ciebie szyta,przymierz i popatrz"powiedziała...przymierzyłam i zatkało mnie z wrażenia,mąż oddał Jej ostatnie pare euro jakie Nam zostały bo ta suknia była w istocie jak dla mnie ...zachwycająca! aż mi szkoda,że już w nią nie wejdę bo tamte 46kg.mineło bez powrotnie.....Wrócę tam! na pewno wrócę,przecież specjalnie zostawiałam w hotelach,metrach,kościołach drobiazgi :)
wrócę tu:
i tu gdzie miał miejsce początek mojej przemiany :
wrócę tam kiedyś.....:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę wdzięczna za komentarze,uwagi,inspiracje i sugestie :))